|  | Oko w oko?..
 ....  z nami?”
 No cóż, więc zechciałeśPrzyjść na ten show
 Po ten ciepły dreszcz uwiedzenia
 Hipnotyczną mgłą
 I powiedz mi, słonko, czy coś Ci umknęło
 Czy całkiem inaczej miało tu być?
 Jeśli poznać chcesz co skrywa zimna toń tych oczu
 Przez kamuflaż musisz przedrzeć się do wnętrza ich
 „Światła! Głośny łomot! Zaczynamy!Zrzucić to, zrzucić, zrzucić to na nich!”...
 Kruchy Lód Skarbie, mama kocha CiebieTatuś kocha Ciebie także
 Morze - zdaje ci się ciepłe, skarbie
 A niebiosa - jasne
 Lecz, dziecino
 Dziecino
 Dziecino kochana
 Gdy już sam będziesz iśćPo tej kruchej tafli dni
 Na swych plecach czując ciężar
 Niezliczonych ludzkich łez
 Nie dziw się, gdy się załamie
 Cienki lód pod stopami
 Instynktownie i w popłochu
 Będziesz, pchany własnym strachem
 Chwytał się kruchego lodu
 Jeszcze Jedna Cegła w Murze ( część I)
 Tata jest za oceanemTrochę wspomnień mam tu po nim
 I w albumie jakieś zdjęcie
 Tato, czy coś może pominąłem?
 Tato, czy coś zostawiłeś więcej?
 A to tylko jedna z wielu cegieł w murze
 Wszystko tu  jest w sumie tym ceglanym murem
 „ Ty! Tak - Ty! Ani kroku – chłopcze! Nasze Najszęśliwsze Dni
 Gdy przyszedł czas, by pójść do szkółByli w nich tacy nauczyciele
 Co tylko chcieli sprawić nam ból
 Na głos drwili ze wszystkiego
 Co nam się udawało
 Na wierzch wywlekali każdą
 Ukrywaną przez nas słabość
 Lecz w mieście każdy wiedział toŻe po pracy czekał ich
 Wycisk od ich własnych żon -
 Sadystycznych, tłustych świń
 Jeszcze Jedna Cegła w Murze ( częśc II) Nam nie trzeba waszych naukIść nie chcemy na postronku
 Już dość tych uszczypliwości
 Belfrzy, dajcie wy nam spokój
 Hej, zgredy, dajcie dzieciom spokój
 A to tylko jedna, z wielu cegieł w murze
 Szkoła też jest jedną, z wielu cegieł w murze
 Nam nie trzeba edukacjiWaszych kazań i moresu
 Ćwiczcie sarkazm na kimś innym
 Belfrzy, zejdźcie z naszych pleców
 Hej, zgredy, zejdźcie dzieciom z pleców
 A to tylko jedna z wielu cegieł w murze
 Szkoła też jest jedną, z wielu cegieł w murze
 „-Źle! Jeszcze raz!|Jeśli nie zjesz mięsa, nie będzie deseru
 Nie licz na deser, jesli nie tkniesz mięsa
 Ty! Tak – Ty, za szopką na rowery! Ani kroku – chłopcze!”
 Mamo… Mamo, czy musimy bać się bombMamo, czy polubią ten mój song
 Mamo, czy spróbują złamać opór mój
 Powiedz czy zbudować mur?
 Mamo, czy mam zostać prezydentem
 Mamo, czy rządowi ufać jeszcze
 Mamo, czy na pierwszą linię rzucą mnie
 Czy daremne wszystko jest?
 Cicho bądź, maleńki, nie płacz tyleMama wszystkie twe koszmary sama wcieli w życie
 Zaszczepiając w Tobie własny lęk i ból
 Mama nigdy nie zostawi Ciebie tu samego
 Z gniazda nie wypuści, może zgodzi się, byś śpiewał
 Mama mocno cię otuli, jak do snu
 Och skarbie, och skarbie, skarbie
 Oczywiście, ze pomoże Ci wznieść mur
 Mamo, powiedz mi, czy ona się nadaje dla mnieMamo, czy nie będzie zagrożeniem dla mnie
 Czy twojego chłopca ona nie zawiedzie
 Powiedz, czy mi złamie serce?
 
 Cicho bądź maleńki, nie płacz tyle
 Mama dobrze sprawdzi każdą twą dziewczynę
 Nie dopuści, by ktoś Ciebie zbałamucił
 Będzie czekać i nie zaśnie, nim nie wrócisz
 Mama zadba o twe dobre prowadzenie
 Och, dziecino, mój ty skarbie
 Dla mnie zawsze będziesz dzieckiem
 Mamo, nie za wiele już tych cegieł? Żegnaj, Jasne Niebo… ” Patrz, mamusiu, tam w górze leci samolot” Czy widziałeś ludzką trwogę?Czy słyszałeś wybuch bomb?
 Czy nie dziwi cię, że w dobie wspaniałego i nowego świata
 Trzeba pod błękitnym niebem stawiać schron
 Czy widziałeś ludzką trwogę?Czy słyszałeś wybuch bomb?
 Pożar wygasł już, lecz ból nie mija wciąż...
 Żegnaj, Jasne Niebo
 Żegnaj, Jasne Niebo
 Żegnaj...
 Żegnaj...
 Puste przestrzenie
 Czego użyjemyBy wypełnić puste przestrzenie
 Gdzie zwietrzał cement naszych słów
 Czym uzupełnić
 Ostatnie wgłębienia
 Czym mam wykończyć ten mur?
 Pokusy młodości Jestem tu po raz pierwszyNie znam miasta, lecz
 Chcę się nim nacieszyć
 Czy ktoś oprowadzi mnie?
 Och, chcę do zdrożnych kobiet
 Och, jakieś dziewczę chcę
 
 Czy któraś z nich, z zimną wprawą
 Obudzi we mnie prawdziwego „macho”
 Rockowego weź tułacza, mała
 Mała – proszę, wyzwól mnie
 Och, chcę do zdrożnych kobiet
 Och, jakieś dziewczę chcę
 Jeden Z Moich Ataków W pochodzie dni, miłość szarzejeJak człowiek stojący nad grobem
 Wciąz udajemy, ze wszystko jest dobrze
 Lecz ja się starzeję
 Ty stałaś sie oschła
 Nic nam nie sprawia radości
 I czuje, jak we mnie znów tyka bomba
 Wewnatrz robię się chłodny
 Spięty jestem, jak gorset
 Drętwy - jak werbel żałobny
 
 Biegnij do łazienki
 Tam, w walizce, z lewej
 Ulubioną mam siekierę
 Och, po co ten strach?
 To przejściowy stan
 Mam swój gorszy dzień
 Chcesz, to włączę TiVi
 Chcesz, to w łóżku zakop się
 Chcesz, to sobie pomilczymy
 Może chcesz coś zjeść?
 Może sprawdź, czy latać umiesz?
 Chcesz?
 Może patrz, a ja pofrunę...
 Może chcesz zawołac gliny?Może chcesz powiedzieć – dość!
 Czemu mi uciekasz stąd?
 Nie Zostawiaj Mnie
 Och, małaNie zostawiaj mnie
 Nie mów mi, że to już kres
 Kwiaty dałem Ci, pamietasz?
 Potrzebuję Cię, maleńka
 Żeby, kiedy inni patrzą
 Ostro móc Cię besztać
 Och, mała
 Nie zostawiaj mnie|
 Jak mogłaś odejść
 Tak potrzebna jesteś mi
 By wyżywać się na Tobie
 W sobotnie wieczory
 Och, mała
 Nie zostawiaj mnie
 Naprawdę, skabie, jak możesz|
 Ode mnie uciekać
 Och, mała
 Czemu ode mnie uciekasz?
 Jeszcze Jedna Cegła w murze ( częśc III) Żadnej nie chcę już pociechyAni nic na wyciszenie
 Znaki są na niebie, ziemi
 Nic już nie jest mi potrzebne
 Nie, wszystko stało się zupełnie zbędne
 Wszystko tu jest w sumie tym ceglanym murem
 Każdy z was był jedną z wielu cegieł w murze
 Żegnaj Okrutny Świecie
 Żegnaj, okrutny świecieOdchodzę dziś, a więc
 To słowa mego pożegnania...
 Żegnajcie, wszyscy ludzie
 Nie mówcie nic, i tak
 Już nie zmienię zdania
 Żegnam...
 Jest Tam Kto Na Zewnątrz? Jest tam kto, na zewnątrz...Jest tam kto, na zewnątrz
 Jest tam kto, na zewnątrz...
 Jest tam kto, na zewnątrz?...
 Hej Ty
 Hej Ty - tam, na zimnie tkwiącyPodstarzały i samotny
 Czy mnie czujesz?
 Hej Ty - tam, na bocznym torze
 Z tym proszącym o coś wzrokiem
 Czy mnie czujesz?
 Hej Ty, nie daj im nadziei zabić
 Nie poddawaj się bez walki
 Hej ty - sam, przy telefonieNagi, czekasz, aż zadzwoni
 Czy mnie dotkniesz?
 Hej, Ty – z uchem swym przy ścianie
 By usłyszeć kogoś za nią
 Czy mnie dotkniesz?
 Hej, Ty, czy byś pomógł mi nieść głaz
 Otwórz serce - wraca brat...
 Lecz tak się nie stało tuSami to widzicie, że
 Zbyt wysoko wyrósł mur
 Choć jak mógł, tak się starał
 To wolności swej nie znalazł
 A robactwo wżarło mu się w mózg
 Hej Ty – tam, pośrodku drogiWszystko, co Ci każą - zrobisz
 Czy pomożesz?
 Hej Ty – z tamtej drugiej strony
 W przedpokoju szkło tłukący
 Czy pomożesz?
 Hej Ty – nie mów mi, że brak nadziei
 Razem - przetrwamy, osobno – zginiemy
 Nikogo Nie Ma W Domu
 Mam czarną książeczkę, a w niej moje wierszeMam w swojej torbie pastę i grzebień
 Kość czasem mi rzucą, kiedy kłów nie szczerzę
 
 Mam buty na paski, a nie wiązane
 Mam syndrom opuchniętych rąk
 Mam w TiVi - kanałów sto do wyboru
 a wszystkie gówniane
 Mam światło na prąd
 Mam taki wzrok
 Że widzę na wskroś i naokoło
 I stąd wiem już
 Że kiedy znów
 Do ciebie zadzwonię|
 W domu nie będzie nikogo
 
 Mam fryz, jak Jimmie Hendrix
 Mam w koszuli, którą lubię
 Multum drobnych wypalonych dziurek
 Mam palce od tytoniu żółte
 I srebrną łyżkę z łańcuszkiem
 Mam fortepian, by na nim oprzeć swoje szczątki
 
 Mam oczy zielone, wzrok - zapatrzony
 Mam pęd do latania, lecz
 Lecieć nie bardzo mam gdzie...
 Och, skarbie, za każdym razem, kiedy dzwonię
 Wciąż nikogo nie ma w domu
 Mam buty tak modne, że nie wiem...
 Mam coraz wątlejsze korzenie....
 Vera Lynn Czy ktoś oprócz mnie pamięta Verę LynnI jej słowa, że
 Kiedyś się spotkamy znów
 W słoneczny jakiś dzień?
 Vera! Vera!
 Kim się teraz stałaś?
 Czy ktoś tu nadaje jeszcze
 Na moich falach?
 Każcie chłopcom wracać Każcie chłopcom wracaćStamtąd - do swych domów
 Ich nie zostawiajcie samych
 Tam, na łasce losu...
 Odrętwiała Lekkość Halo...Czy jest tam kto?
 Daj znak, jeśli mnie słyszysz
 Czy jest tam w domu ktoś?
 Co z Tobą?
 Podobno jesteś rozbity
 Mogę Twój ból złagodzić
 Znów staniesz na nogi
 Spokojnie...
 Zacznijmy od kilku informacji
 Najbardziej podstawowych
 Możesz wskazać, gdzie cię boli?
 
 Nie czuję bólu, jesteś na dalekim planie  -
 Odległy statek, dym na horyzoncie
 Przybijasz do mnie, jak fale
 Ruszasz ustami, lecz słowa nie dochodzą do mnie
 Gdy byłem mały, miałem gorączkę
 Moje dłonie były jak dwa balony
 Teraz jest całkiem podobnie
 I tak nie zrozumiesz tego, jak nalezy
 Ja nie czuję siebie
 Tak bardzo się stałem odrętwiale lekki...
 
 O.K.
 Potrzebny Ci zastrzyk
 Tylko jeden...aaaaa
 Trochę może Cię zemdlić
 Teraz spróbuj wstać
 Chyba będzie dobrze
 Przetrwasz cały koncert
 No idż, już czas...
 
 Nie czuję bólu, jesteś na dalekim planie -
 Odległy statek, dym na horyzoncie
 Przybijasz do mnie, jak fale
 Ruszasz ustami, lecz słowa nie dochodzą do mnie
 Gdy byłem mały
 Przez krótką chwilę
 Dostrzegłem coś kątem oka
 Coś co przepadło, nim zdążyłem się przyjrzeć
 I nie wróciło już nigdy
 Dziecko dorosło
 Marzenie pierzchło
 A ja zapadłem w odrętwiałą lekkość
 Show Musi Trwać Mamusiu, TatusiuCzy show musi trwać?
 Tato, idźmy do domu
 Mamo, nie chcę tu stać
 Zabrano mi moją duszęTo straszna jakaś pomyłka
 Nie godziłem się na to!
 Czy za późno, by ją odzyskać?
 Mamusiu, TatusiuGdzie ta aura i powab
 Mamusiu, Tatusiu
 Czy spamiętam słowa?
 Show musi trwać!
 Oko w oko Cóż, więc zechciałeśPrzyjść na ten show
 Po ten ciepły dreszcz uwiedzenia
 Hipnotyczną mgłą
 Lecz słuchaj, słonko, mam złą wiadomość
 Pink źle się poczuł i został w hotelu
 A my przysłani tutaj w zastępstwie
 Wnet się dowiemy, kim naprawdę jesteście
 
 Czy są tu na sali jacyś dziwacy?
 Pod mur z nimi raz!
 Temu, w tym świetle, źle z oczu patrzy
 Pod mur z nim raz!
 Ten ma coś z Żyda!
 A ten jest czarny!
 Kto tej hołocie pozwolił tu wejść?
 Ten ćmi tutaj skręta
 A ten jest dziobaty
 Na moje – wszystkim
 Z nich - kula w łeb!...
 Biegnij, jak Szalony Biegnij, biegnij, biegnij...Bierz nogi za pas
 Tak, jak lubisz
 Zakamufluj swoją twarz -
 Grzecznie ułożone usta
 Oczy niewidzące
 Pusty uśmiech
 A serce wyposzczone
 Poczuj gorycz grzechów swej przeszłosci
 Twoje nerwy są w strzępach
 Skorupa pęka
 Do drzwi żelazne
 Łomoczą młoty
 Lepiej uciekaj
 Biegnij, biegnij, biegnij...
 Bierz nogi za pas
 Biegnij dzień i noc
 Biegnij cały czas
 Skryj głęboko w sobie
 Brudne myśli swoje
 A jeśli z dziewczyną chcesz jechać
 Na randkę
 Wybierz ustronne miejsce
 na parking
 Bo gdy Cię znajdą na tylnym siedzieniu
 Jak się dobierasz do jej wdzięków
 To wrócisz do mamy, syneczku
 W tekturowym pudełku
 „Otwieraj, ale już! Ha, ha, ha
 Uderz, przywal...”
 Czekając na robactwo
 "Eins, zwei, drei, alle!"
 Już mnie nie dosięgniecie
 Choćbyście próbowali
 Żegnaj, okrutny świecie, beze mnie
 Tocz się dalej...
 Tu za moim murem, mam swój własny bunkierCzekam na robale
 W pełnej izolacji, tu za swoim murem
 Czekam na robale...
 Zwycięstwo będzie nasze.  My, tłumnie zebrani, przed ratuszem w Brixton,zamierzamy...
 ...Czekać, by co uschło, wyciąćCzekać na porządki w mieście
 Czekać, żeby pójść z robactwem
 Każdy w czarnej kamizelce
 Czekać na pogromy zbędnych
 Okna im powybijamy
 I u drzwi staniemy nocą
 Z ostatecznym rozwiązaniem
 Żeby wzmocnić naszą rasę
 Czekać, żeby pójść z robactwem
 Czekać, aż zahuczy w piecach
 Po tym, jak ucichnie w łaźni
 Czekać na pedałów, żydów
 Na czerwonych i na czarnych
 
 Czy byś znów chciał żyć w Imperium
 Tak, jak dawniej, przyjacielu?
 Przyjdź i dołącz do robactwa
 Dziś, na wiecu...
 Czy do domu chcesz odesłać barwnych
 swych kuzynów, bracie?
 Musisz zrobić tylko jedno -
 Związać się z robactwem
 
 "Zbiórka robactwa – przy dworcu autobusowym w Brixton.Około 12 rozpoczynamy przemarsz ulicami Stockwell i Abbot’s. 12 minut przed trzecią ulicą Lambeth dotrzemy do mostu Vaxhall. Po przejściu przez most będziemy juz w dzielnicy Westminster...Należy się liczyć z tym, że w  trakcie przemarszu napotkamy byc może jakieś..."
 Dosyć! Dosyć!Ja chcę do domu
 Chcę zrzucić to ubranie
 I zniknąć stąd w tej chwili
 Zamiast tego siedzę w celi
 Muszę poznać werdykt
 Czy to wszystko z mojej winy?
 Proces - Dzień dobry Sędzio, cny RobaluPubliczne wnoszę oskarżenie
 Przeciwko temu, który jawnie
 Dopuścił się tu swoich uczuć
 Uczuć, o zgrozo, niemal ludzkich
 A to niedopuszczalne
 Wezwać dyrektora szkoły(Dyrektor)
 - Ja zawsze to mówiłem wszystkim, że
 Z niego nic ne będzie
 Gdybym mógł, tłukłbym
 Go, aż by zmiękł
 Ale miałem związane ręce
 Ujmują się za złoczyńcami
 Artyści i czułe serca
 Czy mógłbym mu przywalić teraz?...
 
 Obłęd
 To czysty obłęd, ja oszalałem
 Straciłem zmysły
 Do tego mnie doprowadzili
 Obłęd, to czysty obłęd, on stracił zmysły
 
 (Żona)
 - Wreszcie za swoje masz, łajzo jedna
 Obyś w areszcie gnił do śmierci
 Rozmawiaj ze mną, prosiłam, lecz ty
 Rzecz jasna miałeś swe własne ścieżki
 Ile rodzin po drodze rozbiłeś?
 Wysoki sądzie, tylko pięć minut
 Z nim, na osobności!
 
 (Matka)
 Skaaaarbie!
 Chodź do mamusi, mocno przytul się, kochany
 Sędzio Robalu, ja zawsze go chroniłam
 przed wszystkimi kłopotami
 Czemu ode mnie się wyprowdził?
 Czy teraz mógłby wrócić do mamy?
 ObłędKuku na muniu,  ja oszalałem
 Kraty na oknach
 Muszą byc w murze jakieś drzwi, bo jak
 bym się tu dostał?
 Obłęd, kuku na muniu, on zwariował
 
 ( Sędzia)
 Dowody z zeznań są tak spójne
 I przy tym tak wymowne,
 Że sąd nie musi wcale się naradzać
 W całej praktyce mej sędziowskiej
 Nikt bardziej nie zasłużył na to
 Aby przykładnie go ukarać
 Na myśl, jak bardzo ukrzywdziłeś
 Swą zacną matkę oraz żonę
 Aż zbiera mi sie tu na mdłości!
 „Sędzio, zmieszaj go z błotem!”|
 I skoro widać, jak na dłoni
 Co Ciebie trwoży ponad wszystko
 Tytułem kary – prosto w oczy
 Spojrzysz swoim równieśnikom
 Obalić mur!...
 Po Drugiej Stronie Muru... Pojedynczo lub paramiPrzechadzają się tu tacy
 Którzy szczerze Cię kochają
 Jedni służą sami sobą
 Inni w zespół siły zwarli
 Artyści i czułe serca
 Gotowi walczyć...
 A gdy zrobią, ile mogą tu dla Ciebie
 Część z nich dalej nie podoła, bo to jednak pewien trud
 Sercem bić o mur, wzniesiony w chorych głowach
 
 „Czy nie tak tu było też.....”?
 |